Reklama
Polityka_blog_top_bill_desktop
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot1
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot2
Off the Record - Piotr Pluciński o kinie Off the Record - Piotr Pluciński o kinie Off the Record - Piotr Pluciński o kinie

20.05.2011
piątek

Your Movie Sucks! Piraci z Karaibów 4

20 maja 2011, piątek,

Z przyjemnością informuję o nowym cyklu! „Your Movie…” to międzyblogowy projekt, który prowadzić będę wspólnie z Bartkiem Czartoryskim, krytykiem filmowym i tłumaczem literackim, autorem bloga Kill All Movies. Raz w tygodniu, na zmianę – raz u niego, raz tutaj, rozmawiać będziemy o wybranej premierze tygodnia. W zależności od tego, czy film nam się spodobał, czy nie, cykl będzie się kończył słowem „Sucks” lub „Rocks”. Ten pierwszy wariant pożyczamy oczywiście od boskiego Rogera. W pierwszym odcinku rozmawiamy o czwartej części „Piratów z Karaibów”. Mam nadzieję, że cykl przypadnie Wam do gustu. Enjoy!

PP: Jack Sparrow zawinął do portu. Cieszysz się?

BC: Użyłbym raczej czasu przeszłego – cieszyłem się, dopóki nie zobaczyłem filmu.

PP: Serio? Nawet po słabej trzeciej części?

BC: Nigdy nie byłem fanem serii jako takiej. Co prawda pierwsza część nadal wywołuje u mnie przyspieszone bicie serca, ale już dalsze dwie spływają po mnie jak po burcie statku. Czekałem na czwórkę, bo uwielbiam kino przygodowe. Ale zanim zacznę podtapiać Jacka, lepiej powiedz, jak Tobie się film, ekhm, podobał…

PP: Oj, w ogóle nie trzęsło na tej łajbie! Zero emocji, zero przygody. Ale pozwól, że pociągnę solidnego łyka rumu. Jeśli wprowadzę się w zwyczajowy stan poczciwego Sparrowa, być może rzeczywistość filmu wyda mi się… właściwsza.

BC: Może przywiązali Cię do masztu? Ja niemal dostałem choroby morskiej. O skały się nie rozbiliśmy, ale nie mogę przeboleć, że kapitan tej łajby zmarnował wcale niezły potencjał na kurs sezonu.

PP: Masz na myśli wizytę na dworze angielskiego króla z pierwszych scen?

BC: Mam na myśli całą resztę. Wielka przygoda była w zasięgu ręki, a jednak czułem się, jakby reżyser odhaczał tylko kolejne sceny. Większość wątków nie ma należytego rozwinięcia, a scenariusz pędzi jak Latający Holender.

PP: Może i pędzi, ale w swojej prostocie jest ukłonem w kierunku pierwszej części. „Na nieznanych wodach” ochoczo sprzeciwia się idei „szybciej, mocniej, dalej”, która przyświecała „Skrzyni umarlaka” i „Na krańcu świata”. To powściągliwe i chyba najczystszej krwi kino pirackie od czasu „Klątwy Czarnej Perły” – bez przerośniętych ośmiornic, armii umarlaków i cyfrowego fantasy spływającego z ekranu. Zabrakło tylko bitwy morskiej z prawdziwego zdarzenia.

BC: To prawda, Marshall zrezygnował z epickości na rzecz wyprawy po… I tutaj mam problem, bo nie wiem po co. Kino przygodowe ma to do siebie, że ekspedycja jest częstokroć metaforą emocjonalnego czy duchowego dojrzewania, a tu miałem wrażenie, że nikt się nie ruszył z miejsca. Ponadto zabrakło typowo przygodowej, oceanicznej bryzy. W kinie śmierdziało raczej zdechłą rybą i aerozolem z toalety o zapachu morza. Mrok, mrok i jeszcze raz mrok – gdzie ta osławiona, piracka radość? Przecież sam Sparrow mówi w pewnym momencie, że nie jest ważny cel, a sama ekspedycja.

PP: Rob Marshall nie potrafi się bawić? Wydawało się, że zna hollywoodzką formułę na wylot i nie będzie miał problemów z przejęciem pałeczki od Gore’a Verbinskiego.

BC: Nie wątpię, że Marshall bawił się akurat dobrze. Sam chętnie pospacerowałbym po hawajskich plażach. Niestety jego wyobraźnia nie sięga daleko: rozwiązania fabularne okazały się nazbyt proste i konwencjonalne.

PP: Ale pionki rozstawił całkiem nieźle. Pozbył się niepirackich postaci z poprzednich części, uprościł fabułę, porozrzucał wokół gatunkowe archetypy… Pomyśl: latynoska piękność, kapitan z drewnianą nogą, Hiszpanie – zabrakło tylko gadającej papugi.

BC: Problem w tym, że zataczając koło, seria zaczyna cytować samą siebie – scena walki szermierczej z knajpy jako żywo przypomina pojedynek w kuźni z części pierwszej. Intryga faktycznie, prosta i czytelna, ale wątpię, czy zapamiętam ją na długo. Start i metę pewnie tak, ale co było w środku – już niekoniecznie.

PP: Może po prostu skończyły się pomysły? Piracka mitologia nie jest tak pojemna, jak – dajmy na to – Dziki Zachód. Poszukiwania źródełka młodości to koncept dość wyblakły, swego czasu przewałkowany przez wszystkich, od Capry po Spielberga.

BC: Zombie, doklejony na siłę wątek religijny, Czarnobrody sterujący statkiem za pomocą… telekinezy czy też magicznej szabli (do końca nie wiem) to pewne nowości, oczywiście w obrębie serii, ale zupełnie nietrafione.

PP: No tak, nowości z cyklu „Z kim jeszcze nie mierzył się Indiana Jones? Aha, z UFO.”

BC: Żenująco słaby był motyw z kielichami w finale. To dopiero klisza. Za to Hiszpanie rozpieprzający wszystkim interes – to mi się spodobało.

PP: No jak to, nie byłeś zaskoczony, gdy okazało się, że Jack ZAMIENIŁ kielichy?! Pojechali po bandzie, przez chwilę miałem wrażenie, że pokuszą się jeszcze o retrospektywne wyjaśnienie sytuacji w stylu „Lewy jego, lewy jego…”.

BC: Ale wiesz, laleczki wudu czy źródełko młodości to też znak tego, że mitologia piracka nie musi ograniczać się do syren, Krakena i Port Royal. Okazuje się, że tych łotrzyków można wysłać gdziekolwiek – Marshall wprowadził nawet, zupełnie zbędnie, żywe trupy. Poza tym film piracki ma do dyspozycji jeszcze jedną płaszczyznę, niedostępną choćby westernom – bezkresne wody. Tymczasem w nowych „Piratach…” pływa się mało… Jack Sparrow stał się lądowym szczurem.

PP: Cóż, nie da się ukryć, że jego statek płynie już tylko na żaglu własnej franczyzy. Zupełnie jak, powiedzmy „Szybcy i wściekli 5”, gdzie więcej się gada i strzela, niż jeździ.

BC: A jednak na „Szybkich i wściekłych 5” bawiłem się lepiej, nie dowierzając bezczelności reżysera, który serwował mi takie androny, że głowa mała. „Piratom…” zabrakło charakteru.

PP: Wracając do Deppa, można to nazwać triumfem klasycznej hollywoodzkiej formuły? Sytuacja przypomina tę sprzed półwiecza – o sukcesie filmu nie decyduje widowisko, a aktor.

BC: Johnny Depp faktycznie ciągnie całą serię, ale lepiej sprawdzał się jako postać stojąca gdzieś na uboczu. U Marshalla jest Sparrow i długo, długo nic.

PP: Fakt, Depp nie ma przeciwwagi, choć towarzystwo ma wyborne: ognistą Cruz i dwóch cudownie plugawych szubrawców: Geoffreya Rusha i Iana McShane’a. Tymczasem uwaga scenarzystów koncentruje się na mdłym romansie misjonarza z… syreną.

BC: „Dajcie tę kreaturę!” „Ona ma imię! To… To Serene!”. Wybacz, nie mogłem się powstrzymać – powyższa konwersacja wypada na ekranie żałośnie. Doceniam za to love/hate relationship pomiędzy Cruz i Deppem. Pewnie, konwencjonalny, ale nadal zabawnie ilustrujący damsko-męskie boje.

PP: Bo ja wiem? Mam wrażenie, że scenarzyści zrobili Jackowi krzywdę, robiąc mu operację na otwartym sercu. To już nie ta sama postać. W otwierającej film sekwencji, gdy przebrany jest za sędziego, robi za błazna, a w pełnym romantycznych deklaracji epilogu – bezwstydnym amantem. To trochę tak, jak pokazywanie dzieciństwa Hannibala Lectera w „Po drugiej stronie maski”.

BC: Myślałem raczej o potyczkach słownych, abstrahując od postaci Sparrowa jako takiej, ale faktycznie – bardziej lubiłem tego pana, gdy wiedziałem o nim tylko tyle, że ukochał rum ponad wszystko inne. I jestem ciekaw – czy czekałeś, by po napisach zobaczyć „śmieszną scenkę” (cytat z jakiejś recenzji)?

PP: Nie lubię śmiesznych scenek po napisach. Zostaję tylko na po napisach marvelowskich komiksów, by zobaczyć ujęcie młota w skale, albo inne cudo.

BC: A ja (i kilku innych frajerów) na tę scenę czekałem. Ubaw po pachy, jak na primaaprilisowym odcinku „Klanu”. Właśnie, mi humoru zabrakło w tym filmie…

PP: A w poprzednich częściach był? Zawsze wydawał mi się dość zwietrzały.

BC: Może boków nie zrywałem, ale czuć było niewymuszoną lekkość. A wracając do całej serii: nadal nie rozumiem, czemu próbuje się zrobić z „Piratów…” rzecz kultową. Nie ma tu fajnych cytatów, godnych zapamiętania zwrotów akcji, nie ma ikony. Bo Jack Sparrow zdecydowanie nią nie jest.

PP: A próbuje się? Wiesz, cała seria zarobiła już prawie trzy miliardy dolarów, wydaje mi się, że jakieś tam prawo do kultu mają. Ktoś to ogląda, ktoś moczy na widok brodatego Deppa majtki. Ale jeśli tak, to jest to kupiony, wmówiony kult. Ja w ogóle mam z tą serią problem. Od pierwszej części poczynając, nie potrafię złapać wiatru w żagle. Mówi się, że „Klątwa Czarnej Perły” to powrót do klasycznego kina pirackiego, ale dla mnie jest takim tej klasyki sprzeniewierzeniem, jak – nie przymierzając – nowa trylogia „Gwiezdnych Wojen” postawiona obok starej.

BC: No próbuje się, ale to faktycznie kult za pieniądze. Mam czasem wrażenie, że sam film nie jest w tym wszystkim najważniejszy. Co do jedynki – ja jednak lubię tę część, bije od niej młodzieńcza energia. Gdy oglądałem ten film kilka lat temu miałem cichą nadzieję, że rodzi się „kino jeszcze nowszej przygody”, ale cóż… przeliczyłem się.

Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_mobile
Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_desktop

Komentarze: 19

Dodaj komentarz »
  1. „Ale pozwól, że pociągnę solidnego łyka rumu”
    i tu kończę lekturę recenzji.

  2. „i tu kończę lekturę recenzji”

    Pij, nie pie*dol!

  3. Panowie, nie bójmy się konstruktywności.

  4. Reklama
    Polityka_blog_komentarze_rec_mobile
    Polityka_blog_komentarze_rec_desktop
  5. Panowie-proszę, nie publikujcie takich „wypocin”. mam nadzieję, że się rozruszacie, bo ta recenzja mało mnie nie uśpiła mimo mocnej kawy. wasz język jest bardzo pretensjonalny i brak mu ikry, ale mam nadzieję, że się to zmieni.
    pozdrawiam

  6. Panowie, moglibyście na początku wspomnieć, że bedzią SPOILERY…:/

  7. Zgadzam się, że jest to kult kupiony za ciężkie pieniądze; niestety jakkolwiek piraci są wielkim kasowym sukcesem opartym na kulcie Johny’ego Deppa to przykre, że ten aktor, który uosabiał niezwykly talent do wybierania świetnych scenariuszy (no może poza którąś tam częścią desperado) gra w takiej szmirze i pozwala marnym scenarzystom kroczyć w chwale moneymakerów branży kinowej….

  8. Popieram jeden z powyższych komentarzy – Panowie rozkręćcie się, bo póki co jesteście drewniani jak noga Barbossy :P

    Doczytałam Waszą rozmowę do końca – wiało nudą, sztucznością i absolutnym brakiem polotu :( od 1 do 10 dziś macie średnie 3.Niestety.

    Życzę powodzenia następnym razem.

  9. Panie Piotrze, jak można pisać tak słabo, a jednocześnie w Polityce?
    Jaka jest tajemnica Pańskiego sukcesu?

    Zaczął Pan od pociągnięcia solidnego łyka rumu, po czym przeprowadził recenzję niczym nie przymierzając ktoś, kto moczy na widok brodatego Deppa majtki. Mam na myśli zbieżność intelektualną, nie gustu. Nawet obiecane „Sucks” wystąpiło tylko w tytule, a nie w zakończeniu. Popieram Magdalenę. Pretensjonalne wypociny nie warte funta kłaków!

    Your Review Sucks!

  10. Fajny pomysł! Brakuje mi wśród recenzji filmowych luźnej formy, dlatego z chęcią będę wypatrywała kolejnych odcinków. A powyższymi komentarzami proszę się nie przejmować, zauważyłam, że wpis jest reklamowany na SG Polityki, więc trzeba się liczyć z tym, że będą go komentować przypadkowe osoby, które o kinie nie mają pojęcia ale zajrzały tu skuszone obrazkiem z boskim Johnnym. Wystarczy spojrzeć na „zarzuty”, to zwykłe sączenie jadu osób które nie dopuszczają, że ktoś może mieć odmienne zdanie, nic więcej. Mnie się podobało – rozmowa jest bardzo swobodna a przy tym żywa i konkretna.

  11. Jeśli to jest swobodna konwersacja i niewymuszony styl, to nie chciałbym czytać sztucznych, wedle Twojego uznania, tekstów.

    Nie dość, że zespoilerowane, to jeszcze kiepsko napisane. W przyszłym tygodniu idę na Piratów do kina.

  12. Wolę tradycyjne recenzje ;)

    Film dostaje ode mnie 4/10 – fabuła ma ciekawy punkt wyjścia, ale jest beznadziejnie rozwinięta. Brakuje temu filmowi energii i życia i jeśli jakiekolwiek jego oznaki można tu znaleźć, to wyłącznie dzięki Deppowi. Rush niewykorzystany, McShane jeszcze bardziej, Czarnobrody Postrach „Trzeba Uwierzyć Scenarzystom Na Słowo” Piratów to jakiś żart, do tego film jest po prostu tragiczny pod względem wizualnym. Nie ma tu ani ciekawych lokacji, ani świetnych zdjęć, co było wizytówką Trylogii; całość jest brzydka, duszna, pozbawiona klimatu, rozmachu i epickości.

  13. Lubię takie pogaduchy o filmie jako pogaduchy. Fajne starcia wychodzą, jeśli rozmówcy kumaci.
    Bartek wie, że go lubię i już.
    Ale panowie, słaby ten dialog jest jest, jestem trochę zażenowany.
    Chętnie wziąłbym kiedyś udział w tych waszych gadkach:-)
    No dobrze, ale traktujmy to jako wprawkę do lepszych rozmów o filmie.
    Nie ma co się czepiać. Uszy do góry!

  14. @ b_ebe

    Spoilery? Nie, rozmawiamy raczej o czytelnych oczywistościach. Nie wierzę, by wzmianka o kielichach mogła komukolwiek popsuć zabawę.

    @ Stała czytelniczka

    „A powyższymi komentarzami proszę się nie przejmować”

    A czym tu się przejmować? Nowa forma, będąca zresztą w fazie eksperymentów, dotkliwa krytyka jednego z najgorętszych hitów tego lata… Znając realia, bukietów i maskotek nie oczekiwaliśmy.

    @ Mierzwiak

    „Wolę tradycyjne recenzje”

    Bynajmniej nie zamierzam z nich rezygnować. Cykl jest tylko drobnym urozmaiceniem.

    „całość jest brzydka, duszna”

    Dodałbym jeszcze, że to bodajże największy szwindel 3D ostatnich kilkunastu miesięcy – cały film można obejrzeć z okularami w ręce!

    @ Mad Dog

    „(…) jestem trochę zażenowany. Chętnie wziąłbym kiedyś udział w tych waszych gadkach (…)”

    Dzięki, masochistów nam nie trzeba.

    ***

    A propos ogólnych narzekań – nie wiem czego mili Państwo się spodziewali, ale „Your Movie…” ma być pewnym rozprężeniem, odstępstwem od klasycznej formy recenzenckiej, cyklem niezobowiązujących rozmów. To NIE JEST recenzja, więc proszę łaskawie jej tak nie traktować.

    A jeśli już coś piszecie, to nie szafujcie proszę pustymi przymiotnikami, tylko wskażcie nam to drewno, pretensję i sztuczność. Konkretów w Waszych zarzutach nie widzę.

  15. Nie zgadzam się z treścią recenzji. To znaczy, specem nie jestem i wybierając się na film nie oczekiwałem też niczego wielkiego ale powiem szczerze, że to co otrzymałem przerosło moje oczekiwania, owszem było trochę nielogicznych wątków i wykorzystanych tysiące razy formuł (kielichy, etc.) ale z drugiej strony sprawa religii jest tam fenomenalna, tzn. być może jako wierzący katolik mam taki gust ale scena koncowa z Hiszpanami była dla mnie totalnym zaskoczeniem i nie ukrywam jej treść mi się bardzo podobała, także same pobudki wielu bohaterów, samej Angeliny (P. Cruz) i misjonarza. Innymi słowy chciałbym zwrócić uwagę, że IMO nie da się wydać obiektywnej opinii i trzeba miarkować słowa, bo dla mnie element religii jaki się pojawiał podczas całego filmu był czymś niesamowicie pięknym i wzruszającym, dodającym otuchy, romans nie romans z syreną… Nie wydaje mi się by chodziło tylko o miłość ale o sprawę po prostu godności, (sprawa imienia Serene) wszak kleryk pod koniec prosił o przebaczenie a nie miłość. Osobiście nie przepadam za niedopowiedzeniami ale jest to pewna „sztuka” i styl tworzenia, który potrafi zaintrygować i zaciekawić i daje pole do popisu wyobraźni.

  16. Film jak film.
    Natomiast pierwszy raz zwróciłem uwagę, jak beznadziejnie ogląda się w 3D. Ciemnica kompletna. Nie widać (prawie) nic.
    Grzebnąłem w internecie i okazuje się, że jest to całkiem poważny problem.
    To, bardziej niż cokolwiek innego zepsuło ten film (który zresztą obejrzałem z dzieckiem – sam nie miałem specjalnie potrzeby iść).
    Najgorsze, że w mieście stołecznym nie zauważyłem, żeby film był dostępny w wersji tradycyjnej.

  17. Sam pomysł całkiem fajny, wykonanie już nie bardzo. Rozmowa rzeczywiście nudna, nie pomogły „pirackie” wstawki w stylu: „na tej łajbie nie bujało”, „poczekaj niech tylko łyknę kolejkę rumu” itp. W waszym tekście zabrakło polotu, była to taka „rozmowa kontrolowana”. Może następnym razem będzie lepiej? A i spojlerki też nie potrzebne. Niby pierdoła bo każdy się domyśli ale z drugiej strony trochę to denerwujące.

  18. @ Clay

    „nie pomogły „pirackie” wstawki w stylu: „na tej łajbie nie bujało”, „poczekaj niech tylko łyknę kolejkę rumu””

    Zgodzę się, że tematyczne wtrącenia nie były zbyt dobrym pomysłem, który zresztą być może (a patrząc na komentarze: na pewno) zniechęcił do całości szereg czytelników. Będziemy się tego wystrzegać.

  19. Problem z tą rozmową jest taki że to recenzja rozpisana na głosy – coś jak scenariusz do szkolnego teatrzyku który można wykorzystać jeśli kiedykolwiek przyjdzie nam prowadzić rozmowę o Piratach. Wszyscy wiemy że prawdziwa rozmowa o filmie wygląda inaczej – omawia się na początku jakiś drobny element fabuły potem część żeńska dyskutantów zachwyca się urodą Deppa zaś męska twierdzi że to cholernie ciężka praca tak ułożyć włosy Syren by nawet w jednej scenie nie było widać biustu. Potem następuje kłótnia o to czy bardziej bez sensu jest 20 metrowa kobieta z części trzeciej czy zombie z części czwartej. Wspomina się trzy żarty i idzie się do domu. Taką dyskusję wszyscy znamy i może byśmy nawet chętnie przeczytali na papierze. W innym przypadku lepiej pozostać przy tradycyjnej formie.
    Co do samego filmu – cóż nie wiem czego recenzenci się spodziewali bo ja dostałam zdecydowanie więcej niż oczekiwałam. Nie ukrywajmy że czwarte części rzadko nas zachwycają a ta dała się oglądać ze sporą przyjemnością. Jeśli kogoś kują zombie to niech poczytają sobie o samym Czarnobrodym który był posądzany właśnie o przywracanie martwych do życia – jest to więc mrugnięcie ku tym widzom którzy dobrze znają piracką mitologię. A tak serio. Jaki musiałby być ten film by nie był krytykowany? o ja odnoszę wrażenie że musiało by go po prostu nie być

  20. Wszystkie uwagi skrzętnie zapisane w czarnym brulionie i wzięte pod uwagę. Kolejna dyskusja już za kilkadziesiąt godzin.

Dodaj komentarz

Pola oznaczone gwiazdką * są wymagane.

*

 
css.php