W weekend, z okazji kinowej premiery „Nocy rekinów 3D”, przyglądałem się ulubionym scenom z tymi bezlitosnymi zabójcami. Teraz zaś przyszedł czas zmierzyć się z samym filmem. O horrorze Davida Ellisa dyskutujemy z Bartkiem Czartoryskim, krytykiem filmowym i tłumaczem literackim, autorem bloga „Kill All Movies” (poczytacie tam m.in. o nurcie animal attack). Zapraszamy do lektury!
PP: Dystrybutor reklamuje „Noc rekinów” jako powtórkę z zeszłorocznej „Piranii”. To chyba niezbyt trafne porównanie…
BC: Niezbyt trafne, bo zabrakło tego, co stanowiło o sukcesie filmu Aji – humoru, hektolitrów krwi i golizny.
PP: No właśnie, David Ellis nakręcił strasznie poważny film, choć do dyspozycji miał cały alfabet wakacyjnego campu – nastolatki w bikini, rekiny w jeziorze (!), wybuchające łodzie i groteskową fabułę… Jak to mogło się nie udać?!
BC: Nie mam pojęcia, bo z tych składników każdy hollywoodzki wyrobnik skleciłby coś bardziej sensownego. A „Noc rekinów” nie jest nawet filmem poprawnym, lecz bardzo złym. Panny jakieś mało urodziwe, rekinów jak na lekarstwo, no i wyjątkowo głupie rozwiązania fabularne. O ile czegoś nie przespałem, to chodziło tam chyba o realizację filmu snuff…
PP: Tak, trójka prowincjonalnych obwiesiów wpuszcza do jeziora zgraję wygłodniałych rekinów z przymocowanymi kamerami, by powstały z tego materiał sprzedać do… telewizji. Ale jeśli na taśmach zarejestrowali tyle, co ja podczas seansu, to… Nie mam więcej pytań. Fabuła jest tu równie absurdalna, co patenty realizatorskie – przecież 3D, jak wiadomo, zaciemnia obraz, a większość filmu rozgrywa się w nocy.
BC: To prawda, przez większość czasu absolutnie nic nie widać. Dodając do tego, że spora część zdjęć to ujęcia podwodne, faktycznie można się poczuć jak podczas nurkowania w mulistym stawie. Zresztą nawet jakby rzecz działa się za dnia, to i tak film nie miałby wiele do zaoferowania, bo ataki rekinów, mające chyba stanowić gwóźdź programu, można zliczyć na palcach jednej ręki.
PP: A budżet do małych przecież nie należał. 28 milionów to spora kwota, tymczasem wszystko jest tu z odzysku – aktorzy, efekty, sceneria – i upozowane na tanią pocztówkę. Wspomniałeś o niezbyt urodziwych bohaterkach. Zgodzę się – Sara Paxton, którą zapamiętałem z wymagającej roli w remake’u „Ostatniego domu po lewej” przefarbowano na pierwszą lepszą dziunię z -nastej części „American Pie”. Długo wydawało mi się, że wprowadzenie *właściwej* głównej bohaterki dopiero nastąpi…
BC: Sama ekspozycja „Nocy…” ciągnie się w nieskończoność, zajmując bodajże 1/3 całkowitego czasu filmu! Do tego utrzymana jest w klimacie amerykańskiej komedii dla młodzieży – dominują dialogi o chlaniu i genitaliach. Pomyliłem się myśląc, że to tylko zabieg mający uśpić moją czujność przed krwistą eksplozją w finale.
PP: Z tą różnicą, że komedie młodzieżowe są dziś (zazwyczaj) zdecydowanie bardziej wyzwolone. Nic, tylko seks i rozróba. Tymczasem „Noc…” ma kategorię wiekową… PG-13, co od razu zamyka Ellisowi drogę na podium z najlepszymi wakacyjnymi straszakami.
BC: PG-13 to prawdziwy killer dla animal attack, bo cóż tam można pokazać? Pamiętasz niedawnego „Zabójcę”? Tam to się dopiero działo, a przecież budżet nieporównywalnie mniejszy.
PP: A może przyglądamy się „Nocy…” ze złej perspektywy? W końcu rekiny są tu tylko narzędziem w rękach niegodziwych ludzi. Środek ciężkości leży gdzieś pomiędzy ich bezwzględnością, a naturą przerośniętych rybek. Zupełnie nic Ci się w filmie nie podobało?
BC: Bardzo chciałbym powiedzieć coś dobrego, ale niewiele przychodzi mi do głowy. Interesujące były właśnie rednecki – wolałbym oglądać tych gości znęcających się nad ekipą studenciaków niż rekiny, ale cóż poradzić… Za mało tam było i na horror o ludziach, i na horror o zwierzakach.
PP: Mnie podobała się chyba tylko jedna rzecz, właściwie scena. Ta, w której okaleczony, czarnoskóry Malik wchodzi do wody z zaostrzoną dzidą. Jest w tym jakiś bezczelny prymitywizm – pomyśl tylko, dzikus z włócznią kontra rekin w filmie dla 13-latków! Ślizgając się po poprawności politycznej, twórcy sugerują, że wiedzą, co robią. Na krótką chwilę, ale jednak.
BC: A tak, zapomniałem o tej fantazji. Śpieszę więc z wyjaśnieniem, że „okaleczony” znaczy… „jednoręki”. Faktycznie niezła rzecz, siedziałem z wybałuszonymi oczyma i rozdziawioną japą. Może to nie instant classic jak walka zombie z rekinem u Fulciego, ale gdyby cały film utrzymać w tym klimacie, poszedłbym w ciemno na „Świt rekinów” i „Dzień rekinów”.
PP: Cóż, mimo wszystko mam nadzieję, że nie będziesz musiał!
13 września o godz. 15:07 659
Widzę, że nie jestem odosobniony w bojkocie. A usłyszałem w redakcji, że recenzja za ostra i zbyt bezpośrednio przypieprzam filmowi. :)
PS: Piotrku, chciałem kliknąć w ikonkę facebookową, żeby podzielić się linkiem, ale nie jej nie widzę… Właśnie — nie ma, czy nie tylko mi się nie pokazuje?
13 września o godz. 15:47 660
Jacku, wyraziłbym nawet zdziwienie, ale przecież to „ta” redakcja. ;)
Opcji „udostępnij” na moim blogu nie ma. Sam, gdy chcę umieścić link na fanpage’u, muszę kopiować cały link, inaczej się nie da. Niestety wersja WordPressu, na której bazuje blogosfera „Polityki” jest dość wiekowa (wiem, bo Bożka korzysta z najnowszej) i wielu aspektów technicznie nie da się przeskoczyć. Nawet czcionkę w postach muszę ustawiać ręcznie html-em.
13 września o godz. 19:43 662
Liczę na to, że się w końcu pokłócicie.
13 września o godz. 21:33 665
I pewnie się doczekasz. Ale póki co, kolejne premiery nie dają nam ku temu okazji.