Reklama
Polityka_blog_top_bill_desktop
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot1
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot2
Off the Record - Piotr Pluciński o kinie Off the Record - Piotr Pluciński o kinie Off the Record - Piotr Pluciński o kinie

13.09.2011
wtorek

Sucker Punch [blu-ray, 7/10]

13 września 2011, wtorek,

Sucker Punch, USA/Kanada, 2011, 110/127 minut. Reżyseria: Zack Snyder. Scenariusz: Zack Snyder, Steve Shibuya. Obsada: Emily Browning, Abbie Cornish, Carla Gugino, Oscar Isaac, Jena Malone. Zdjęcia: Larry Fong. Muzyka: Tyler Bates, Marius De Vries. Dystrybucja na blu-ray w Polsce: Galapagos, 9 września 2011

W wersji rozszerzonej „Sucker Punch” niespodziewanie zyskuje drugi oddech, którego większość recenzentów odmówiła mu, nie do końca zresztą słusznie, w dniu premiery kinowej. Z rozpasanej, acz stylowej zachcianki rozkochanego w popkulturze fanboja,  film Zacka Snydera oficjalnie staje się brutalnym, dynamicznym musicalem, w którym rytm wyznacza mechaniczna kakofonia.

Wystarczy jeden rzut oka na otwierającą film sekwencję, by rozpoznać znajome patenty. Snyder mnoży realizatorskie rozwiązania z „300” i „Watchmenów” – spowalnia obraz i niechętnie korzysta z montażowych cięć, całość oplata zaś zręcznym, odpowiednio zmodernizowanymi szlagierami (od Bjork, po Eurythmics). Zwarta, dopracowana do najmniejszego szczegółu miniatura, wprowadzająca nas w ponury życiorys głównej bohaterki, otwarcie zapowiada szereg podobnych, a nawet bardziej skrupulatnych sekwencji, mówiąc przy tym jasno – albo się ten rodzaj rzemiosła kocha, albo nienawidzi.

„Sucker Punch” to pomysł w pełni autorski, pomysł za którym nie stoi żaden uznany komiks czy potężna franczyza. Bohaterką filmu jest nastoletnia Baby Doll, która po śmierci matki trafia do zakładu psychiatrycznego. W oczekiwaniu na nieuniknioną lobotomię, wraz z czterema innymi dziewczynami podejmuje decyzję o ucieczce. Dla Snydera nie oznacza to nic dobrego – jest mistrzem krótkich form – pojedynczych sekwencji i zamkniętych konstrukcji, które nie zawsze potrafi spiąć nierozerwalnym łańcuchem zdarzeń, nawet jeśli wynikają one z czyjegoś, sprawdzonego konceptu.

Fabuła jest tu pretekstowa – zatopiony w szarościach psychiatryk stanowi trampolinę dla kolorowych fantazji, którym oddają się bohaterki. Całość rozgrywa się na trzech poziomach świadomości. Pierwszym jest rzeczywistość, w której dziewczyny są pacjentkami zakładu, drugim – kolorowa umowność, dzięki której mogą o swej niedoli zapomnieć (zakład staje się klubem burleski), trzecim zaś wyobraźnia, która pozwala im schronić się przed dwoma poprzednimi.

To właśnie w tym ostatnim świecie, podniesionym do pułapu wybuchowego filmu akcji, bezbronne nastolatki stają się bezlitosnymi heroinami, dziesiątkującymi zastępy przeciwników. „Sucker Punch” może przez to przypominać „Incepcję” – sukces rzeczywisty, podobnie jak u Nolana, uzależniony jest tu od sukcesu na kolejnych poziomach podświadomości. Snyderowi brak jednak narracyjnego sznytu, który przeważył o sukcesie „Incepcji” – jego fabuła pozszywana jest byle jak, a kolejne jej elementy niekoniecznie do siebie pasują.

Same zadania stojące przed bohaterkami, choć bardzo różnorodne, pochodzą z dawno już wyeksploatowanego elementarza gier wideo – ot, zatrzymaj pociąg, zdziesiątkuj armię cyborgów, pokonaj smoka. I tak dalej. Fajnie to wszystko wygląda, ale konsekwencji w tym za grosz.

Wydana właśnie na blu-ray wersja rozszerzona filmu stara się te niedociągnięcia nadrobić. W sporym stopniu jej się to udaje – wzbogacona o 17 minut całość zyskuje zarówno na pojedynczych niuansach (sekunda tu, siedem tam), jak i całościowej kompozycji. Opowieść, choć dłuższa, jest teraz bardziej dynamiczna – dosadna gdzie trzeba, koherentna, świadomie pchnięta w kierunku modernistycznego quasi-musicalu, czego dowodzi zresztą iście burleskowy, wycięty z wersji kinowej numer „Love is the Drug”.

Można zarzucać Snyderowi, że jego film jest pustym fajerwerkiem, oswajającym masową publikę z fałszywie rozumianym wizerunkiem lolity, ale taka jest też specyfika jego narkotyku – nasz organizm albo go odrzuci, albo będzie domagał się kolejnej dawki. Ze wszystkimi tego konsekwencjami.

O wydaniu blu-ray

Recenzowane przeze mnie wydanie to dwupłytowa wersja blu-ray. Warto zauważyć, że spośród dostępnych na rynku edycji (są jeszcze standardowy, jednopłytowy blu-ray i zwykłe dvd), tylko ta zawiera film w wersji rozszerzonej i z dodatkiem Maximum Movie Mode.

Olbrzymie wrażenie robi specyfikacja techniczna – połączenie panoramy o wysokiej rozdzielczości (1080p, 2.40:1) i pięciokanałowego DTS-HD Master Audio zapewnia bardzo wysoki standard doznań, któremu nie przeszkadza ani spore stężenie decybeli, ani tym bardziej nagromadzenie ciemnych odcieni.

W pudełku są dwie płyty – jedna z wersją kinową filmu, druga z wersją rozszerzoną.

Wydanie zawiera kilka dodatków. Tym najważniejszym jest wspomniany Maximum Movie Mode (128:11), który wcześniej z powodzeniem zastosowano w kilku innych wydawnictwach Warnera (z tych wydanych w Polsce są to choćby „Watchmeni” i nowy „Koszmar z ulicy Wiązów”). Idea „trybu maksymalnego” jest stosunkowo prosta – to nic innego jak podniesiony do poziomu wideo komentarz reżyserski, z dodatkowymi materiałami pojawiającymi się na ekranie podczas seansu.

I tak, w trakcie filmu raz po raz na ekranie wyskakuje Zack Snyder, który ochoczo analizuje wybrane sceny, przybliża niuanse produkcji i broni swojego konceptu na blockbuster. W przerwach pomiędzy jego wypowiedziami na ekranie pojawiają się okienka z wypowiedziami aktorów i ujęciami z planu oraz specjalne storyboardy i galerie, które obejrzeć możemy po wciśnięciu przycisku „enter”.

Jeśli czegoś w tym wyczerpującym, dwugodzinnym materiale brakuje, to skupienia na okresie przedprodukcyjnym. Od czego się to wszystko zaczęło, według jakiego klucza dobrane zostały aktorki – tego możemy dowiedzieć się co najwyżej z Internetu.

Na płycie z wersją kinową znajdziemy także dwa dodatkowe, acz niezwykle skromne materiały. Oryginalne krótkometrażówki (11:23) to zbiór czterech promocyjnych animacji, które przybliżają filmowe krainy fantasy – feudalną Japonię, okopy I Wojny Światowej, zamek orków i planetę cyborgów. Swego rodzaju rozczarowaniem jest dodatek Ścieżka dźwiękowa (2:41), który miast dostępu do utworów z soundtracku króciutko przybliża kulisy jego produkcji.

Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_mobile
Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_desktop

Komentarze: 7

Dodaj komentarz »
  1. Ciekawy tekst! :)

    Wersję kinową [a href=”http://superkaczy.blog.pl/eggshell,15348205,n”] oceniłem [/a] na 6,5/10 i byłem bardzo ciekawy jak film prezentuje się w wersji rozszerzonej. Z tego co piszesz – rzeczywiście jest lepiej. To bardzo mnie cieszy i może nawet skuszę się na ponowny seans filmu, własnie w takie formie. Szkoda tylko, że taka wersja dostępna jest jedynie na Blu-Ray, a nie zwykłym DVD. Według mnie – jest to nietrafione posunięcie, no ale co zrobić.

  2. Franczyza to chyba najbardziej idiotyczna kalka z języka angielskiego z jaką można się spotkać czytając krytyków przed trzydziestką.
    No chyba, że Pan Redaktor ma na myśli „system sprzedaży towarów, usług lub technologii, który jest oparty na ścisłej i ciągłej współpracy pomiędzy prawnie i finansowo odrębnymi i niezależnymi przedsiębiorstwami – franczyzodawcą i jego indywidualnymi franczyzobiorcami” ;)

  3. Tak, dokładnie to mam na myśli. W powyższym tekście użyłem słowa ‚franczyza’, odwołując się do wyreżyserowanego przez Snydera filmu „Świt żywych trupów”. Chcesz tego czy nie – żywe trupy (living dead) są rodzajem filmowej franczyzy, choć oczywiście nie w dosłownym znaczeniu.

  4. Reklama
    Polityka_blog_komentarze_rec_mobile
    Polityka_blog_komentarze_rec_desktop
  5. @takitam – pan redaktor (sadzac po odpowiedzie) kompletnie nie pojal Twego zarzutu/pytania – z ktorym sie w pelni zgadzam. Powstaje pytanie,czy jest sens czytac pisanine czlowieka, ktory nie rozumie uzywanych przez siebie slow.

  6. Polską „franczyzę” (jako odpowiednik angielskiego „franchise”) traktuję jako swego rodzaju skrót myślowy, poręczniejszy od, dajmy na to, „licencji”. I nie widzę w tym absolutnie nic złego.

    Do czytania bloga nikt was nie zmusza, wolna droga.

  7. Taka reakcja „do czytania nikt Was nie zmusza” zmusza mnie do nie-czytania.Zalosne,publikowac na stronie Polityki i nie podjac nawet minimalnego wysilku,zeby zachowac stosowna forme korespondencji. Sodoweczka ?

  8. Szlifowanie kultury proponuję rozpocząć od własnych wypowiedzi.

Dodaj komentarz

Pola oznaczone gwiazdką * są wymagane.

*

 
css.php