Sprawą Krzysztofa Olewnika żyła cała Polska. 25-letni syn znanego przedsiębiorcy uprowadzony został w nocy z 26 na 27 października 2001, a po wielomiesięcznych (zakończonych przekazaniem okupu) negocjacjach z rodziną, zamordowany przez porywaczy 5 września 2003. Porwanie od samego początku budziło kontrowersje – rodzina Olewnika wielokrotnie zarzucała policji i prokuratorze niekompetencję, a trzej schwytani i osądzeni sprawcy w latach 2007-09 kolejno… popełnili samobójstwa w swoich więziennych celach. Na kanwie tych wydarzeń powstał przed rokiem telewizyjny film fabularny, zatytułowany po prostu „Krzysztof”. Problem w tym, że najnowsze doniesienia w tej makabrycznej sprawie dość jednoznacznie przekreślają jego rozliczeniowy charakter.
Twórcy filmu ubezpieczyli się na taką ewentualność – ich historia jest zaledwie „oparta na faktach”, dzięki czemu nie można jej zarzucić, że wykrzywia rzeczywistość. Rodzina porwanego nazywa się tu Orłowicz, nazwę miejscowości zmieniono z Drobina na Dobrzyń, zaś kolejne postaci i wydarzenia – choćby nie wiadomo jak zbieżne z prawdziwymi – siłą rzeczy uznać wypada za fikcyjne. Wszelkie podobieństwa są jednak nieprzypadkowe – film powstał we współpracy z rodziną Olewników, a przebieg akcji przedstawiony jest w nim przede wszystkim z perspektywy jego siostry, Danuty (w filmie: Doroty), która całej sprawie poświęciła najlepsze lata swojego życia. Można więc i trzeba uznać „Krzysztofa” za oficjalny komentarz polityczny i kronikę prawdziwych wydarzeń, jakie miały miejsce w latach 2001-03.
A przynajmniej można było w momencie powstawania filmu. Dziś bowiem rzeczywistość weryfikuje historię z filmu, a najnowsze ustalenia śledczych przeczą dotychczasowej wersji wydarzeń. Jak przed paroma tygodniami doniosły media, prokuratura weszła w posiadanie nagrania telefonicznego, które dość jednoznacznie sugeruje, iż porwanie Olewnika zostało sfingowane przez niego samego. Na nagraniu Krzysztof wydaje polecenia swoim oprawcom, zaś sama rozmowa odbyła się w biały dzień, w centrum Warszawy. W nieciekawym położeniu znalazła się dość nieoczekiwanie także sama rodzina, której prokuratura zarzuca dziś utrudnianie śledztwa i zatajenie ważnych dowodów.
Gdzie leży prawda? Czy porwanie od początku było wielkim szwindlem? Kto brał w nim udział? Krzysztof? Czy pomagała mu rodzina? Kto stoi za samobójczą śmiercią jego porywaczy/wspólników? Co stało się z 300 tysiącami euro okupu? Tego najpewniej nigdy się nie dowiemy, a film Dariusza Twaróga nam w tym bynajmniej nie pomoże. Po ostatnich doniesieniach prokuratury „Krzysztof” stał się tylko fikcyjną ciekawostką, kolejną filmową hipotezą, której w żaden sposób nie da się potwierdzić. Co więcej, zaistniała sytuacja dowodzi, że tzw. teorie spiskowe nie są tylko dyżurną paranoją wszelkiej maści oszołomów – pewne prawdy wciąż zostają daleko poza naszym zasięgiem, zmanipulowane, pokryte wykluczającymi się wersjami zdarzeń.
Czy jest więc sens prowadzić filmowe kroniki takich przypadków? Nie mam tu na myśli bynajmniej poszukiwania prawdy samej w sobie – ta jest wartością nadrzędną. Ale czy filmowcy mają prawo decydować która jej wersja jest w danej chwili prawdziwa, właściwa? Kino ma w końcu rzadką umiejętność przekuwania surowej rzeczywistości w emocjonalną fikcję. Nigdy nie możemy być pewni, który z aspektów historii „opartej na faktach” jest tylko wymysłem czyjejś wyobraźni, barwną fikcją lub wygodnym łgarstwem.
Wspominając w tym kontekście seans „Krzysztofa”, marnie zrealizowanego filmu telewizyjnego, którego jedyną wartością był para-dokumentalny wgląd za kulisy jednej z najbardziej bulwersujących spraw kryminalnych ostatniego dziesięciolecia, czuję się oszukany. Czy współczucie, jakie udzieliło mi się w scenach z maltretowanym i przetrzymywanym w nieludzkich warunkach bohaterem, było czymkolwiek uzasadnione? Czy podświadome wsparcie udzielone jego rodzinie było efektem emocjonalnego szantażu? Nie mam pojęcia jak sobie odpowiedzieć na te pytania, ale jedno wiem na pewno – kino kłamie, kino wyzwala emocje. Pytanie tylko, jak się bronić przed tymi fałszywymi?
18 grudnia o godz. 22:20 928
Panie Piotrze, najzwyczajniej w świecie – żal mi pana
18 grudnia o godz. 23:14 929
sadze ze emocje byly jednak prawdziwe, tyle ze zmanipulowane. osobiscie mysle, ze to jest najwieksza zaleta, ale i slabosc kina (zupelnie jak jarek w pisie ;)) – niemal bezkresna mozliwosc manipulacji i to niemal na kazdym etapie produkcji: od scenariusza przez realizacje, az po finalny montaz. tego chyba nikt nie neguje. w zwiazku z tym pozwole sobie na uwage, ze ostatnie pytanie jest niewlasciwie sformulowane. powinno raczej brzmiec „czy mozna sie bronic przed emocjami w kinie?”. pytajac „jak” zaprzeczasz ze tego wlasnie w kinie szukasz: emocji, ktore sa zawsze prawdziwe, jesli juz zaistnieja. moga byc nieuzasadnione, owszem, to jednak nie odbiera im nic z ich prawdziwosci. chcac natomiast odpowiedziec na pytanie „czy”, klarownie zdefiniowac trzeba by bylo pojecie „obrony”, a to dlatego ze na pewno mozna w kinie nie odczuwac: a to przez swoj brak wrazliwosci, nieuwazne ogladanie, ogladanie w gorszych niz kinowe warunkach, czy nieadekwatna do naszych kulturowych kompetencji realizacje – ale, czy to jest rzeczywiscie „obrona”? watpie. tak jak watpie, ze sa jakies obiektywne sposoby na ustrzezenie sie przed manipulacja charakterystyczna dla audiowizualnego doswiadczenia kinowego – no moze poza taka naprawde wysoka inteligencja i zajebista erudycja przynajmniej w dziedzinie (historii), o ktorej film traktuje. podsumowujac te lakoniczne rozwazania, sadze ze jedynym sposobem na obrone przed zmanipulowaniem przez kino, jest nie uczestniczenie w nim :)
18 grudnia o godz. 23:48 930
„w zwiazku z tym pozwole sobie na uwage, ze ostatnie pytanie jest niewlasciwie sformulowane. powinno raczej brzmiec „czy mozna sie bronic przed emocjami w kinie?”. pytajac „jak” zaprzeczasz ze tego wlasnie w kinie szukasz: emocji, ktore sa zawsze prawdziwe, jesli juz zaistnieja”
Nie do końca się z tym zgodzę. W tym konkretnym przypadku, jak napisałem, film uważam za słaby. Nawet bardzo – to dość przeciętna telewizyjna produkcja bez większego polotu i reżyserskiej precyzji. Emocje, przynajmniej moje, w takiej sytuacji momentalnie stygną. Te, które film Twaróga we mnie wywołał, związane były wyłącznie z kontekstem przedstawionej sytuacji. Sytuacji, która miała być prawdziwa. A najpewniej nie była. Przed takim fałszem chciałbym móc się bronić.
19 grudnia o godz. 0:47 931
Ja bym jeszcze wstrzymał się z tym osądem. Szwindel w którym ten który go dokonuje jest ofiarą? To raczej kiepski przekręt. A nowe dowody, ech, zobaczmy za miesiąc, czy wiąż będą istnieć. Polski wymiar sprawiedliwości uwielbia się kompromitować, mi to wygląda na zwalanie swojej nieudolności na rodzinne ofiary. Tak to wygląda z daleka. Pamiętaj, że ostatnio był film o niewinnym człowieku, który w polskim więzieniu umarł z głodu. Jak zawszę o tym pomyśle to przechodzi mnie dreszcz, a wszystko przez lenistwo, niekompetencje i rasizm.
Ale chciałem napisać o czymś innym, o filmie „na faktach”, który powstał za szybko, koniunkturalnie, podobno to największy wstyd amerykańskiej telewizji. Chodzi o film pt. „Do You Know the Muffin Man?” (1989) (polski tytuł to „Kto się boi króliczka?”), który okazał się jednym z najbardziej szkalujących filmów w stosunku do niewinnie oskarżonych. O co chodziło rodzina prowadząca przedszkole okazała się bandą pedofilii, relacji dzieci potwierdzał wszystko. Co się okazało? Psycholog, który badał dzieci uzyskał informacje nagrane na taśmie przez… znęcanie się nad maluchami. Wszystko się wydało, winny był kto inny, i co najważniejsze powstał drugi film, którego bohaterami stała się pokrzywdzona rodzina. Wszystko to działo się w okresie słynnej pedofilskiej paranoi, wszystkich ktoś w dzieciństwie wykorzystywał, macał lub gwałcił. Polecam też „Sprawę Friedmanów”, z cyklu filmów nic nie zrobiłem, a spędziłem prawie całe życie za kratami.
19 grudnia o godz. 2:27 932
Ależ ja się wstrzymuję, mimo wszystko. Po prostu wersji filmowej nie uważam już za wiarygodną i jedyną słuszną, jak to próbowano przeforsować. Nie lubię w takiej sytuacji rozważać „co zaszło”, ale tak, uważam, że Olewnik mógł mieć jakiś współudział w swoim porwaniu. Na to przynajmniej wskazują odnalezione dowody. A to, że coś po drodze być może nie wypaliło, ktoś się z kimś nie dogadał, ktoś się połasił na kasę, to już inna sprawa. Ale nie mnie zgadywać. Wierzę, że tym razem zajmują się tym odpowiedni ludzie i przynajmniej spróbują dociec prawdziwej wersji wydarzeń.
O „Króliczku” nie słyszałem, ciekawy przykład. Z pewnością obejrzę, a być może nawet pokuszę się o opinię w kolejnym tekście z cyklu „Na faktach” (chcę tu przytoczyć jeszcze ze 3-4 tego typu sprawy).
19 grudnia o godz. 12:59 934
Bardzo cenne uwagi. Jak można było szantażować ludzi tyle lat swoją tragedią, która jak się teraz okazuję była zmyślona przez Olewników.
Co to za ludzie ???
19 grudnia o godz. 13:16 936
Przyjęcie, że Krzysztof Olewnik udzielał sprawcom „instrukcji” (co za tym idzie, wyciąganie kolejnych wniosków na tej podstawie), jest nieuzasadnione.
Szczegółowa, obszerna argumentacja, w oparciu o materiały Komisji Śledczej oraz stenogramy podsłuchów, na http://www.olewnika.republika.pl
Pozdrawiam.
19 grudnia o godz. 14:03 938
Maju, Krzysztofie,
jak pisałem w powyższych komentarzach, nie mnie oceniać, co wtedy zaszło. Proszę uważnie przeczytać moje słowa – nigdzie nie twierdzę, że było tak lub tak, bazuję na oficjalnych doniesieniach ogólnopolskich mediów, a wszelkie prywatne wątpliwości kończę pytajnikiem. Nie staję po żadnej ze stron. W powyższym wpisie staram się jedynie zwrócić uwagę na to, że ogólny zamęt w tej sprawie i wątpliwość, jaka powstała po ostatnich doniesieniach prokuratury, wchodzą w dość jednoznaczną polemikę z filmem, który nie może już być traktowany jako jedyna słuszna wersja tych wydarzeń. I ten kontekst (to w końcu blog filmowy) interesuje mnie przede wszystkim.
19 grudnia o godz. 16:51 939
Przypomniał mi się też najzabawniejszy film „na faktach”, czyli „W czym mamy problem?” Johna Watersa. To film, który ciekawie przestawia na ekranie „fakty”. Dodatkowo można ten film zestawić z klasycznie zrealizowanym filmem tv na podstawie tej samej historii. Jeszcze na „faktach” jest „Fargo”. Klasyczny przykład dekonstrukcji tego gatunku.
19 grudnia o godz. 20:58 940
Piotrze, to „ech” nie ocenia, dystansuje się… o Tobie tego powiedzieć nie można.
Stwierdzasz ;
„(…) Nie mam pojęcia jak sobie odpowiedzieć na te pytania, ale jedno wiem na pewno – kino kłamie, kino wyzwala emocje. Pytanie tylko, jak się bronić przed tymi fałszywymi? (…)
Nie tylko kino kłamie i wyzwala emocje, czego między innymi Ty jesteś dowodem. Bardziej perfidne w tym zakresie są serwisy tzw. „informacyjne”. Może to wobec nich powinieneś zastosować to samo pytanie ?
Jeżeli interesuje Cię prawda w tej sprawie, zobacz ; http://www.youtube.com/watch?v=WHXXX5HhQRg
Pozdrawiam.
19 grudnia o godz. 21:29 941
Filmu nie oglądałem ponieważ takie historie przeniesione na plan nie urzekają mnie.
Do autora powyższego tekstu: Gdyby Pan nie był taki leniwy to z pewnością by Pan
sprawdził dogłębnie ” sprawę nagrania z głosem K.O.” . O tym nagraniu była mowa
dawno, dawno temu lecz nie w Ameryce. To po postu kolejna gafa naszej prokuratury.
Rzadko cokolwiek komentuję , coraz rzadziej , ponieważ z każdym rokiem internet
zamienia się w coraz większy stek bzdur.
19 grudnia o godz. 22:35 942
Panie autorze, popełnił pan błąd pochopności. JUŻ pan OSĄDZIŁ, że:
„porwanie Olewnika zostało sfingowane przez niego samego” oraz stwierdził, że ” na nagraniu Krzysztof wydaje polecenia swoim oprawcom”.
A na jakiej podstawie ? Słyszał pan to nagranie ? Na jakiej podstawie sądzi pan, że głos Krzysztofa O. jest głosem człowieka, który kieruje rozmową ? Czy może pan wykluczyć, że był on wtedy zmuszony do podpowiadania porywaczom ?
Czy może pan rzeczywiście wykluczyć , że policja usiłuje ratować swoją reputację, tak poważnie nadszarpniętą w tej sprawie ?
A inne fakty ? A zadziwiające postępowanie Romualda Mindy ? Zapamiętałem dobrze to nazwisko , bo skojarzyło mi się z „mendą” – i – jak świadczą FAKTY – słusznie.
Mam przykre wrażenie, że się pan mocno pośpieszył z ferowaniem wyroków. Napisał pan bardzo dużo ale to jak gąbka nasączona dużą ilością wodnistej treści.
Niestety, nie mam dobrego zdania o pańskim podejściu do zawodu.
19 grudnia o godz. 22:42 943
A ja mam przykre wrażenie, że pan na plecach tego zamęczonego =na smierć człowieka usiłował napisać chwytliwy felieton.
Mnie pan nie chwycił ani nie zachwycił.
Dziennikarzowi (nawet reporterowi tabloidów) to się nie godzi.
Powinien czuć pan większą odpowiedzialność za słowo.
Ja – czytelnik – czuję niesmak
19 grudnia o godz. 23:35 944
To bardzo ciekawe, co Państwo piszecie. Wynika z tego, że ja prawdy nie znam. W porządku. Pytanie: skąd znacie ją Wy? Tylko proszę się nie powoływać na żadne zeznania, stenogramy, świadków, dokumenty itp. Was, tak samo jak mnie, nie było podczas tamtych wydarzeń. Sugerowanie mi, jakobym rozpowszechniał jakąś niesprawdzoną informację, a następnie forsowanie własnych, których sami rzetelnie sprawdzić nie jesteście w stanie, jest niepoważne. Mnie podobne przepychanki naprawdę nie interesują. Napisałem o sprawie w kontekście filmu, NIE STAJĄC PO ŻADNEJ STRONIE. Piszę to kolejny, ale i ostatni już raz.
20 grudnia o godz. 9:17 945
Jak robię zakupy w stoiski mięsnym zwracam szczególną uwagę na to, by nie kupić produktu f-my „Olwenik”. Niech chociaż lodówka będzie wolna od tej sprawy.
Ot – takie moje dziwactwo….
20 grudnia o godz. 17:37 946
Dla każdego myślącego człowieka jest oczywiste, że sprawa Olewnika nie jest jednoznaczna. Politycy, media i opinia publiczna dały sobie narzucić wersję prezentowaną w sposób emocjonalny przez rodzinę. Fakty nie miały żadnego znaczenia. Zaszczuto przy okazji policjantów i postawiono im na początku absurdalne zarzuty, natomiast prokuratorzy mogli spać spokojnie i czuć się całkowicie bezkarni. Najnowsze dane pokazują, że najbardziej prawdopodobna jest wersja która była również najbardziej prawdopodobna od początku, czyli samo uprowadzenie. Cała sytuacja świadczy o słabości państwa które, które dało sobie narzucić punkt widzenia rodziny Olewników. Ujawniła też poziom mediów które nie są w stanie dokonać jakiekolwiek analizy faktów i podgrzewają atmosferę rywalizując między sobą. No i oczywiście potężny cynizm i niekompetencje polityków, łącznie, z podobno, najlepszą sejmową komisją śledczą. Cała sprawa trafiła na podatny grunt miłośników teorii spiskowych, odwoływała się do emocji i poczucia ,,sprawiedliwości ludowej”. I taka interpretacja mogła się wydarzyć tylko w kraju wschodnioeuropejskim.
20 grudnia o godz. 21:00 947
Wygląda jednak na to, że ględząca na lewo i prawo rodzina Olewników, jak to pragnie prawdy, wkrótce ją będzie miała. A wszystko to zawdzięczamy kompletnemu upadkowi dziennikarstwa jako takiego . Badziewia typu „Fakt”, „SE” czy inne TVN-y świadomie zamulają dyskurs publiczny w kraju o średniej pólgłówków bodaj najwyższym w Europie.
21 grudnia o godz. 16:55 948
Piotrze, kilka uwag…
1) Nie zapominajmy, że dyskusja dotyczy opublikowanej treści a nie Twojej osoby. To pozwoli ostudzić emocje.
2) Jeżeli (jakakolwiek) treść jest odbierana przez znaczącą grupę ludzi w inny sposób od celu zamierzonego przez autora, to … wina treści, nie odbiorców. Zgodnie z powyższym, treść „odpuszczam”, źle zrozumiałem. Nie czuję się winny tego błędu.
3) Już w ramach komentarza stwierdzasz ;
„Sugerowanie mi, jakobym rozpowszechniał jakąś niesprawdzoną informację, a następnie forsowanie własnych, których sami rzetelnie sprawdzić nie jesteście w stanie, jest niepoważne.”
Dla dobrego zrozumienia, posłużę się pozbawionych emocji … innym przykładem.
Kilka lat temu z domu wyszła kobieta. Do celu nigdy nie dotarła. Po kilku latach okazało się, że w dniu zaginięcia została zgwałcona i zamordowana. Sprawca jest właśnie sądzony.
Czy ta kobieta sprowokowała sprawcę, co za tym idzie jest sama sobie winna, ponosi współodpowiedzialność własnej śmierci ?
Nie wiem, nawet nad tym się nie zastanawiałem, bo nie przyszło mi to do głowy. Publicznie (tym bardziej patrząc w oczy jej bliskich), nie byłoby mnie stać na stawianie takich pytań, chociaż stosując Twoją retorykę ; „prywatne wątpliwości kończę pytajnikiem”.
Ja żadnych wątpliwości nie mam. Jeżeli jest „ofiara” i „sprawca” morderstwa (ustalony, czy nie – to bez znaczenia), to do czasu udowodnienia jakichkolwiek okoliczności świadczących o współodpowiedzialności ofiary, całkowitą odpowiedzialność ponosi sprawca.
Każde inne podejście do problemu jest … nieetyczne (żeby nie użyć mocniejszych słów).
Rzetelności sprawdzonej informacji, nie należy mylić z jej prawdziwością.
4) Ogólnie (nie wchodząc w szczegóły), w oparciu o doniesienia medialne uznałeś, że w sprawie K.Olewnika doszło ostatnio do jakiejś poważnej zmiany itd.
Powinieneś wiedzieć (o tym media ostatnio też jakoś nie informowały), że ostatni telefon z głosem Krzysztofa zawierał treść, z której wynikało, że skoro sprawcy czekali na okup dwa lata, to teraz rodzina poczeka kolejne dwa lata na jego powrót.
Kilka lat później okazało się, że ten telefon został wykonany już PO ŚMIERCI K.Olewnika.
Czy to dowód na to, że K.Olewnik jednak żyje ?
Żeby nie pogłębiać Twoich wątpliwości wyjaśnię (chociaż mnie przy tym nie było) ; to nagranie głosu Krzysztofa przygotowane za jego życia, odtworzone przez sprawców po jego śmierci…
5) Są tematy, w ocenie których zdecydowanie różnię się od poglądów wyrażanych przez Olewników (szczegóły pod wcześniej podanym adresem www).
Jednak w jednym się zgadzam w 100% ; Krzysztof Olewnik został uprowadzony, później zamordowany. Nie wszyscy winni tej zbrodni zostali dotychczas ukarani.
Pozdrawiam.
30 grudnia o godz. 8:52 984
Ciekawie napisane…
17 stycznia o godz. 2:42 1017
Panie Piotrze chyba zaczyna Pan rozumieć dlaczego mi Pana ” żal”