Reklama
Polityka_blog_top_bill_desktop
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot1
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot2
Off the Record - Piotr Pluciński o kinie Off the Record - Piotr Pluciński o kinie Off the Record - Piotr Pluciński o kinie

21.09.2012
piątek

7 filmów o hip-hopie

21 września 2012, piątek,

Eminem w "8. mili"

Na ekrany polskich kin wchodzi dziś „Jesteś Bogiem” Leszka Dawida, będący nie tylko dobrym filmem o Polsce lat 90., ale także pierwszym na taką skalę przybliżającym kulturę hip-hopu. Z tej okazji wspominam siedem filmów, które z powodzeniem robiły to wcześniej. Subiektywny ranking obejmuje 7 pozycji.

 

7. Hustle & Flow (2005), reż. Craig Brewer

Film Craiga Brewera, jako jedyny z quasi-biograficznych dramatów płynących na fali popularności „8. Mili”, oferuje coś więcej ponad ograne stereotypy. Głównym bohaterem jest alfons i handlarz narkotyków, marzący o karierze raperskiej, ale  Brewer i grający tę rolę Terrence Howard pokazują nam jego codzienność i aspiracje w niesamowitym skupieniu, oderwani od poręcznych schematów. By docenić jak bardzo ich wspólny wysiłek odczarowuje myślenie o społecznym kontekście hip-hopu i kulturze ulicy, wystarczy obejrzeć inny, tematycznie podobny, choć dalece mniej udany film z tego samego roku – „Get Rich Or Die Tryin’” z 50 Centem – gdzie analogiczna historia zatopiona jest już w banalnych, krzykliwych uproszczeniach.

 

6. Carmen: Hip-hopera (2001), reż. Robert Townsend

Odjechana propozycja dla wszystkich, którzy zechcą potraktować temat nieco swobodniej. Film Roberta Townsenda powstał na zamówienie stacji MTV i – jak tytuł dobitnie wskazuje – stanowi hip-hopową wersję słynnej opery Bizeta. „Carmen” jest dokładnie taka, na jaką się zapowiada: niedorzeczna, trywializująca oryginał, obwieszona przyciągającymi oko błyskotkami. Można pokusić się o stwierdzenie, że film ów stanowi ciekawe odbicie gustów hip-hopowej braci (czyli mocniej, głośniej i koniecznie z wielkiej litery), ale bezpieczniej chyba potraktować go jako jedną z tych grzesznych przyjemności, które potrafi nam czasem dać złe kino. W filmie wystąpili m.in. Beyonce, Mos Def i Wycleaf Jean.

Carmen: Hip Hopera

 

5. Blokersi (2001), reż. Sylwester Latkowski

Przykład z polskiego podwórka. Można wiele pisać o partyzanckim stylu Latkowskiego, ale odmówić mu nakręcenia dokumentu tak trafnie definiującego pokolenie już nie sposób. Rok 2001 to moment idealny: hip-hop wyszedł z podziemia (czyt. blokowisk w ubogich dzielnicach) i rozlał się po całej Polsce, a zagubione małolaty nagle zyskały swój głos, wywodzący się zresztą z tego samego środowiska. Są oczywiście w „Blokersach” sceny niepotrzebne i zwyczajnie źle zrealizowane, ale przez większość czasu Latkowski pokazuje nam rodzimą scenę hip-hopową od kuchni, wtedy jeszcze skupioną na osiedlowych ławkach i w odrapanych kamienicach. I choć z dzisiejszej perspektywy jest to zaledwie niepełny wyrywek znacznie dłuższej historii, to po 11 latach od powstania pozostaje jedynym, nie licząc archiwalnych teledysków, bootlegów i tzw. home videos, wspomnieniem polskiego hip-hopu tamtych czasów.

4. Tupac: Resurrection (2003), reż. Lauren Lazin

Nominowany do Oscara dokument, opowiadający o jednej z największych gwiazd hip-hopu, wyzbywa się sensacyjnego potencjału i tyleż przybliża, co pogłębia już zakorzenioną w kulturze masowej sylwetkę przedwcześnie zmarłego Tupaca. Sklejona z archiwalnych wypowiedzi rapera narracja nieoczekiwanie nadaje filmowi emocjonalnego ciężaru: oto przed nami półtoragodzinna, szczera spowiedź, stanowiąca podsumowanie motywacji, determinacji, ale i zagubienia młodego, ambicjonalnego muzyka, którego wciągnęły nieubłagane tryby show biznesu.

 

3. Ghost Dog: Droga samuraja (1999), reż. Jim Jarmusch

Na pierwszy rzut oka film Jarmuscha z hip-hopem niewiele ma wspólnego. Owszem, bohaterowi granemu przez Foresta Whitakera już od pierwszej sceny towarzyszy soundtrack skomponowany przez legendę nowojorskiego rapu, RZA, ale w samą (sub)kulturę Jarmusch bynajmniej nie wchodzi. Warto jednak wsłuchać się w przerywające właściwą narrację monologi Ghost Doga, pozostającego wiernym tej samej samurajskiej ideologii, którą w latach 90. – z różnym skutkiem – inspirowali się muzycy kultowej grupy Wu-Tang Clan. Po latach dramat Jarmuscha okazuje się w pewnym sensie pozycją historyczną, stanowiącą wspomnienie częściowo zaprzedanych ideałów raperskiego Wschodniego Wybrzeża, które w kolejnych latach coraz chętniej spoglądało w stronę blichtru Zachodu.

Ghost Dog: Droga samuraja

 
2. Skrecz (2001), reż. Doug Pray

Często się o tym zapomina, ale niszczenie starych płyt gramofonowych (fachowo zwane turntablismem) to tak samo ważna część hip-hopowej kultury, co układanie dobrych rymów. Dokument Praya jest dziś filmem nieco już odległym i rzadko wygrzebywanym (a warto podkreślić, że przed laty zawitał nawet na ekrany polskich kin), ale nie mniej inspirującym. To dogłębna historia hip-hopu i jego ewolucji, zaczynająca się na gdzieś na ulicach Nowego Jorku lat 70., a kończąca na czołowych miejscach Billboardu trzy dekady później. Na ekranie sami najwięksi: Afrika Bambaataa, DJ Q-Bert, Mix Master Mike, DJ Shadow czy X-Ecutioners.

1. 8. mila (2002), reż. Curtis Hanson

Takie zwieńczenie rankingu może wydawać się nazbyt proste czy kontrowersyjne, ale warto na chwilę przymknąć oko na fabularną pretekstowość (czy w ogóle przeciętność samą w sobie) filmu Hansona i przyjrzeć mu się pod kątem popkulturowego fenomenu. Patrząc na same tylko wyniki finansowe (242 miliony dolarów wpływów na całym świecie), można stwierdzić, że to właśnie „8. mila”, a nie „Chłopaki z sąsiedztwa” czy którykolwiek z filmów z Tupakiem, wprowadziła kulturę hip-hopową pod strzechy na całym globie. Rapowe improwizacje, zawiłości branży i klasowe aspiracje getta nagle stały się czytelne dla każdego – oto hip-hop został obnażony z pełną bezwzględnością i determinacją, do tego w filmie stricte mainstreamowym. I choć odgrywający główną, quasi-autobiograficzną rolę Eminem nie miał do opowiedzenia nazbyt oryginalnej historii, to jego charyzma pchnęła całość w stronę emocjonującego, zwieńczonego Oscarem dla najlepszej piosenki (!) widowiska.

Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_mobile
Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_desktop

Komentarze: 9

Dodaj komentarz »
  1. dodalbym jeszcze ‚Style Wars’ albo ‚Wild Style’

  2. „Style Wars” znakomite, „Wild Style” nie widziałem. Ale oba mimo wszystko zbyt niszowe, by wrzucić ją na taką listę „dla każdego”.

  3. I pomyśleć, że są ludzie w naszym kraju, także „muzycy”, którzy uważają, że hip-hop to nie muzyka. Tak np. uważał, nie żyjący już, idol Polaków – niestety tylko Polaków. Nie wiem właściwie jak to nazwać, ale w sytuacji, gdy najwięksi muzycy na świecie hip-hopu słuchają, hip- hop grają, i czerpią z hip-hopu całymi garściami,(nie ma dzisiaj gatunku muzyki, która nie ma w sobie elementów hip-hopu) są u nas tacy popaprańcy, mający się za wielkich artystów co hip-hopu nie uznają. Żyjemy w jakimś, odgrodzonym od reszty, katolandzie.

  4. Reklama
    Polityka_blog_komentarze_rec_mobile
    Polityka_blog_komentarze_rec_desktop
  5. Ja bym jeszcze dodał Beat Street

  6. Doceniłbym jednak film Johna Singletona ze świetną muzyką m.in. Stanleya Clarke’a, Quincy Jonesa (oraz klasykami hiphopu). Aktorstwo również na wysokim poziomie, ale to chyba przede wszystkim społeczny przekaz zadecydował o wyróżnieniu „Boyz n the Hood” przez Akademię (2 nominacje) i National Film Registry (lista filmów budujących dziedzictwo kulturalne USA).
    Również: Do The Right Thing, Ali G Indahouse i z nowszych The Wackness.

  7. @ cyberchmura,

    „Beat Street” nie oglądałem, ale dzięki za wskazówkę – rozejrzę się.

    @ john doe,

    Z odczytaniem „Chłopaków z sąsiedztwa” na płaszczyźnie kultury hip-hopowej miałbym już pewien problem. John Singletona raczej jej nie definiuje, wydaje mi się raczej, że ona jest jakimś tam bohaterem trzecioplanowym, maleńką częścią znacznie większej tezy. Fajnie z kolei, że wspominasz o „The Wackness”, filmie wciąż mało u nas znanym, a faktycznie wartym uwagi. Przy sporządzaniu powyższej listy zupełnie wypadł mi z głowy, a szkoda, bo zasługuje na miejsce na niej.

  8. „8 mila” <3 Oglądałam we Francji, pomyłkowo trafiłam na seans z francuskim dubbingiem, bezcenne ;)

  9. Może nie do końca o HH, ale film przeładowany muzyką czarnoskórych, no i ta obsada….Czyli „Friday”! I jak najbardziej „dla wszystkich”:)

  10. A wspomniany Do The Right Thing?

Dodaj komentarz

Pola oznaczone gwiazdką * są wymagane.

*

 
css.php