Niezrozumiana przez polską krytykę „Bitwa pod Wiedniem” stanowi ciekawy przykład pouczającej komedii historycznej, dla której artystycznym motorem jest klasyka gatunku („Quo Vadis” Kawalerowicza i „Stara Baśń” Hoffmana), sercem zaś nowoczesny patriotyzm spod znaku niedawnej „Bitwy Warszawskiej”. Gatunkowa mieszanina jest w tym przypadku zrozumiała: młodych Polaków coraz trudniej zagonić do kin na historyczny epos, bo – jak dowodzą badania – preferują oni repertuar stricte komediowy. Dzięki równomiernym wysiłkom włoskich i polskich producentów, udało się jedno z drugim połączyć.
Film zasadniczo dzieli się na trzy części: pierwszą, drugą oraz trzecią. W pierwszej do czynienia mamy z zarysem fabuły. Dowiadujemy się wtedy, że zły dowódca turecki, do tego muzułmanin, postanawia napaść na chrześcijańską Europę. Jego ulubiona żona ma wprawdzie niepokojące wizje dotyczące całej wyprawy, ale szczęśliwie nadworny mędrzec – którego nieskończoną mądrość poznajemy po bielmie na oczach i długiej, siwej brodzie – stwierdza niedługo później, że jest ona li tylko kobietą, więc racji mieć nie może.
Część druga stanowi przerywnik komediowy. Pałeczkę przejmuje wówczas Piotr Adamczyk, którego austriacki władca Leopold I jest prawie tak zabawny, jak niezapomniany Chopin w „Pragnieniu miłości”. Dynamiczna, tętniąca przewrotnym poczuciem humoru rola strachliwego króla pełna jest iście Kaufmanowskiej obsesji, a jednocześnie pasji wczesnego Brando. Sama tylko magnetyczna osobowość Adamczyka stanowi naturalne przedłużenie nonszalanckiej persony budowanej od czasu „Och, Karol 2” Piotra Wereśniaka.
Na drugim planie błyszczy Alicja Bachleda Curuś, która w jednej scenie obserwuje jastrzębia, w drugiej umiera na ciężką chorobę, a w trzeciej – ożywiona modlitwą – gotowa jest umrzeć ponownie, tym razem w obronie ojczyzny.
Ciekawostką tej części filmu jest nieznany dotąd typ humoru, który określić można mianem charakteryzacyjnego. Twórcy wymierzają policzek perfekcji Hollywoodu, epatując m.in. odklejającymi się wąsami i niedopasowanymi perukami. Nie rzemiosło jest najważniejsze, zdają się w ten sposób mówić.
W części trzeciej dochodzi do tzw. wielkiej bitwy, w trakcie której oglądać możemy komputerowe wybuchy, upadające konie oraz licznych statystów. Daniel Olbrychski, w najważniejszym w całym filmie epizodzie, krzyczy „Ognia!”, zaś Borys Szyc, przekornie milczący, gładzi dumnie sumiastego wąsa. Prawdziwą furorę robi jednak Jerzy Skolimowski, który jako król Sobieski, przesądza o losach bitwy, niczym Gandalf przewodzący olbrzymiej armii w „Dwóch Wieżach”. Cała sekwencja to prawdziwy majstersztyk inscenizacyjny, potrafiący śmiało zawstydzić takie produkcje, jak „Robin z Sherwood” z 1985.
Na uwagę zasługują także efekty specjalne. Przy budżecie niemogącym równać się z tymi hollywoodzkimi, specjaliści od CGI wyczarowali piękne miasta i zachwycające krajobrazy, których jedynym i dosłownie niewidocznym mankamentem są rozmyte kontury. To ciekawa gra z percepcją widza, a jednocześnie nowatorskie złudzenie dające efekt 3D – docenić je w pełni można np. udając się na film w odpowiednich okularach.
Najważniejsza jednak pozostaje ideologiczna wymowa „Bitwy…”. Twórcy wykazali się pomysłowością i w poszczególnych scenach przemycili kilka intrygujących myśli. Sam tylko pojawiający się w scenie bitwy sztandar z godłem Polski, umieszczony tu celowo, a przez Internautów przedwcześnie określony historyczną wpadką stulecia, dowodzi, że film otwarty jest na szerokie, także współczesne interpretacje. Oczywistym jest, że należy go rozpatrywać w ramach ciągłej gotowości Polski do objęcia swym parasolem ochronnym pogrążonej w kryzysie finansowym Europy.
Nieprzypadkowa wydaje się także data samej bitwy – 11 września 1683 roku. Dlaczego spośród dziesiątek słynnych potyczek o niepodległą Europę zdecydowano się właśnie na tę konkretną? Czyżby miało to być odniesienie do zamachów na World Trade Center i Pentagon, a tym samym przypomnienie, że gniewny miecz Allacha ciągle jeszcze zagraża wolnemu światu?
„Bitwa pod Wiedniem” to dzieło jedyne w swoim rodzaju – dumne, przewrotne i celowo traktujące historię z taką swobodą, jak nieco mniej udane „Bękarty wojny” Tarantino. Włoski twórca Renzo Martinelli oddał w ten sposób hołd nie tylko Polakom, którzy ocalili Europę przed islamskim najeźdźcą, ale także kinu samemu w sobie – rzucając mu nowe, niełatwe wyzwania, dowiódł, że zabawa formą, treścią i ideologią wciąż jest możliwa.
Pozostaje pytanie, czy „Bitwa…” będzie polskim kandydatem do Oscara?
***
Recenzja opublikowana także w Wirtualnej Polsce.
12 października o godz. 22:38 1575
nobla!
12 października o godz. 23:34 1576
Fajna recenzja, usmialam sie, gratulacje ! :)) „Olbrychski: Ognia!”, ha, ha! :)))
12 października o godz. 23:54 1577
Zacne! :)))
13 października o godz. 6:50 1583
Ja również się uśmiałem.
Zdawać by się mogło, że byliśmy na dwóch różnych filmach.
13 października o godz. 7:32 1585
Zdanie iż film dzieli się na trzy części – pierwszą drugą i trzecią nie najlepiej świadczy o jakości tego co Pan pisze. A gust – no cóż każdy lubi co chce.
13 października o godz. 7:38 1586
Zajebiste :D
13 października o godz. 8:41 1587
Że zacytuję: „Nieprzypadkowa wydaje się także data samej bitwy – 11 września 1683 roku. Dlaczego spośród dziesiątek słynnych potyczek o niepodległą Europę zdecydowano się właśnie na tę konkretną? Czyżby miało to być odniesienie do zamachów na World Trade Center i Pentagon, a tym samym przypomnienie, że gniewny miecz Allacha ciągle jeszcze zagraża wolnemu światu?”
Szanowny Panie „recenzencie”, moja wypowiedź będzie składała się z „trzech punktów”, tj. pierwszego, drugiego i trzeciego :)
Pierwszy- Dlatego z pośród dzieciątek bitew wybrano akurat tą gdyż była nie tylko jedną z dziesiątek, lecz jedną z najważniejszych bitew tamtego okresu i zabezpieczyła (nie po raz pierwszy z resztą dzięki udziałowi Polaków) Europę od wpływu muzułmanów.
Drugi- „Nieprzypadkowa wydaje się także data samej bitwy – 11 września 1683 roku”- Tu nie należny stwierdzać, że nieprzypadkowa datą bitwy był dzień 11 Września, ale fakt, że ataki na WTC i Pentagon odbyły się właśnie w rocznicę w.w bitwy pod Wiedniem……………przypadek- nie sądzę.
Trzeci- Film nie musi niczego „szanowny Panie recenzencie” przypominać o wpływie wyznawców Allacha na tzw. „wolny świat” a tym bardziej na realia Europy. Europa już od dawna nie hołduje wartościom Chrześcijańskim, natomiast Islam ma się w niej bardzo dobrze.
PS. recenzja taka sobie, pocieszeniem jest to, że czytałem znacznie gorsze :)
13 października o godz. 9:00 1588
Dziękuję za komentarz. Z najwyższą uwagą przeczytałem Pańskie zastrzeżenia do mojego tekstu, szczególnie zaintrygowały mnie punkty pierwszy, drugi oraz trzeci.
Nie mogę niestety zgodzić się w zawartą w nich tezą. Bo czymże są ataki z 11 września 2001 roku, jeśli nie właśnie celowym zabiegiem, mającym przypomnieć światu tureckie starania wprowadzenia islamu w Europie w roku 1683? Czy dla Osamy bin Ladena i jego ludzi nie był to przypadkiem akt zemsty, mający przypomnieć nam wszystkim, że wyznawcy jihadu wciąż jeszcze nie złożyli broni? Tak też wypada czytać film: obie daty są nierozerwalnie splecione ze sobą, a sam film stanowi przestrogę przez religią muzułmańską. Być może jest to także ostrzeżenie, by nie otwierać Unii Europejskiej na członkostwo krajów Bliskiego Wschodu i Azji.
Nie zgadzam się też ze stwierdzeniem, by moja recenzja była „taka sobie”. To bardzo dobra recenzja. Nadmienię też, że jestem krytykiem i z racji tego nie mogę się mylić.
13 października o godz. 10:31 1589
Fajny pomysł ;)
13 października o godz. 12:06 1590
Dodam tylko, że świetny występ laureata oskara Murraya Abrahama dorównujący kunsztem jego niezapomnianym kreacjom z Amadeusza czy Krwiożerczej Małpy.
13 października o godz. 13:08 1591
:)))))))))
13 października o godz. 14:27 1593
Chcąc uściślić bitwa pod Wiedniem rozegrała się 12 września 1683 r. i podanie w filmie 11 września było celowe, aby widzowie kojarzyli sobie to z zamachami w 2001 r. Po prostu tani i na dodatek niesprawiedliwy chwyt marketingowy.
13 października o godz. 15:24 1595
@Rycho: Ty tak na serio?
13 października o godz. 15:31 1596
Fenomenalna recenzja. Idziemy na to grupą w sobotę, będzie ubaw!
13 października o godz. 15:32 1597
Błąd może celowy, ale kłuje oczy. Allah. Samo h. Widać twórcy na tłumaczu też zaoszczędzili.
13 października o godz. 15:42 1598
Dobry tekst. ale uzupełnię część trzecią. bitwa pod Wiedniem miała miejsce 12 września. Co m.in. potwierdza lekkość z jaką TFUrcy traktują konwencję filmu historycznego :)
13 października o godz. 15:54 1599
A ja tu widzę wyraźny wpływ srecencji :)
13 października o godz. 15:58 1600
To zdecydowanie jedna z najlepszych recenzji tego arcydzieła tchnącego kosmopolityzmem, wiarą w głos wewnętrzny i specyficzny język między ludźmi i zwierzętami. Jak udało się Panu tak lotnie uchwycić wszystko, co istotne w tym monumentalnym obrazie? Musi być Pan geniuszem. Brawo!
13 października o godz. 16:03 1601
Dobre… w pierwszej chwili faktycznie dałem się nabrać :)
13 października o godz. 16:17 1602
„Film zasadniczo dzieli się na trzy części: pierwszą, drugą oraz trzecią.” – genialne stwierdzenie, gratuluję!
13 października o godz. 16:20 1603
Panie Piotrze, zastanawiam się w jakim celu powtarza Pan słowa niejakiego „wilka”? Jego konkluzja co do daty „11 września” jest całkiem logiczna i jest właśnie odwrotnością pańskiego założenia zawartego w tekście ? Z czym Pan się nie zgadza ? Chyba, że jest to przewrotny sarkazm i ironia, jak ta zawarta w ostatnim akapicie ? Niestety jest ona tak daleko posunięta, że bawi chyba tylko pana.
13 października o godz. 16:33 1604
„Cała sekwencja to prawdziwy majstersztyk inscenizacyjny, potrafiący śmiało zawstydzić takie produkcje, jak „Robin z Sherwood” z 1985”. Hahaha! Tu się zorientowałam, że to podpucha ;) Świetna recenzja. Dla inteligentnych ;-)
13 października o godz. 16:44 1605
Panie Piotrze, gratuluję szczerze :-)
Dawno nie czytałam tak zabawnej recenzji – krytycy bywają obecnie bardziej nadęci, niż dzieła, które recenzują i o zabawę z konwencją coraz trudniej ;)
Trochę żałuję, że są jednak tacy czytelnicy, którzy nie ubawili się setnie czytając tę recenzję…biedni ;)
10/10 :-)
13 października o godz. 17:22 1606
@aniga – Polecam zajrzeć choćby do „Pana Wołodyjowskiego”, wydaje mi się, że pisanie tego przez samo „h” wynika z zapożyczenia tego via pisownia anglosaska, więc obie formy są jednakowo uprawnione.
13 października o godz. 17:56 1608
Dawno się tak nie uśmiałem. Sekwencji o „humorze charakteryzacyjnym” Bareja by się nie powstydził. A wisienką na torcie jest lektura komentarzy od okolicznych ćwierćinteligentów. Brawo, panie Piotrze!
13 października o godz. 18:22 1609
Recenzja ubawiła mnie prawie tak mocno, jak niektóre pod nią komentarze. ;)
13 października o godz. 18:32 1610
@Dust: faktycznie, obie wersje prawidłowe, zwracam więc honor :).
A co do pisowni anglosaskiej – zdecydowanie jest tam h. Ch wynika raczej z wymowy po arabsku.
13 października o godz. 19:28 1611
Lepszej recenzji od lat nie czytalam! Brawo!
13 października o godz. 19:53 1612
Jaka recenzja taki film .Jedno i drugie sięgnęło dna
13 października o godz. 21:42 1613
Pieszę do człowieka o nick-u „Wilk”
wystarczy poczytać (choćby wikipedię) aby wiedzieć że Bitwa pod Wiedniem odbyła się dwunastego nie jedenastego.
Do tego recenzja jest przewrotna ukazuje wszystko w krzywym zwierciadle czyli nawet coś chwaląc jedzie po tym po całości.
13 października o godz. 22:44 1614
Zabawne, że aż tyle osób komentujących nie dostrzegło ironii w recenzji. Jednak analfabetyzm wtórny kwitnie w narodzie. Przykre. Zalecam niektórym komentującym powrót do podstawówki i naukę czytania ze zrozumieniem. I przyswojenie pojęcia http://pl.wikipedia.org/wiki/Ironia
13 października o godz. 23:05 1615
właśnie nie rozumiem za bardzo czemu jakiś zawistnik wpisał w wikipedii 12 września 1683 roku jako datę stoczenia bitwy
14 października o godz. 1:33 1618
„Nadmienię też, że jestem krytykiem i z racji tego nie mogę się mylić.”
no wreszcie jakiś inteligentny krytyk:)
prawie tak dobry jak Dorota Szwarcman:)
14 października o godz. 4:04 1620
Zdanie iż film dzieli się na trzy części – pierwszą drugą i trzecią nie najlepiej świadczy o jakości tego co Pan pisze. A gust – no cóż każdy lubi co chce” Prowokacja goni prowokację?
14 października o godz. 8:26 1622
To się nazywa RECENZJA ;-D
14 października o godz. 8:27 1623
Cóż, mamy już mema:
http://repostuj.pl/obrazek.php?3884
14 października o godz. 8:40 1624
Panie Piotrze,
kiedy pijąc poranną herbatę przeczytałam otwierające „Film zasadniczo dzieli się na trzy części: pierwszą, drugą oraz trzecią.” o mało nie mianowałam się kandydatką do Nagrody Darwina. Początkowo Pana recenzja wydawała mi się zabawną, lekką i dobitną zarazem charakterystyką przypadku – dziennikarski „facepalm” okraszony poczuciem humoru jakie uwielbiam. Po (niekoniecznie) dłuższej refleksji z przerażeniem uświadomiłam sobie jaki jest prawdziwy cel publikacji tego tekstu!!!
Apel do wszystkich, którzy opacznie tę recenzję przeczytać postanawiają!
Tekst jest narzędziem w rękach wroga! Już „Film zasadniczo dzieli się na trzy części: pierwszą, drugą oraz trzecią.” doprowadza do zakrztuszeń, potem jest już tylko gorzej! To oczywiste, że recenzja posłużyć ma osłabieniu polskiego potencjału obronnego, gospodarczego oraz naukowego poprzez poparzenia, uduszenia, zakrztuszenia i przepuchliny czytelników. W przekonaniu utwierdziła mnie data publikacji – 12 października. Tego dnia na kartach historii zapisało się odkrycie Ameryki (czy raczej Bahamów), otwarcie Synagogi Wielkiej w Katowicach, częściowe zaćmienie słońca, otwarcie pierwszego szpitala psychiatrycznego w USA oraz założenie japońskiego koncernu Yamaha!!! Michael Schumacher po raz szósty w karierze został mistrzem świata Formuły 1, że o urodzinach Luciano Pavarotti nie wspomnę! Ilustruje to z jak potężnym i niebezpiecznym wrogiem mamy do czynienia! Na szczęście pokojowa nagroda nobla już do niczego nie zobowiązuje, utwórzmy w końcu armię europejską i profilaktycznie rozpocznijmy kilka misji tam i ówdzie. Póki czas!
Panie Piotrze, nie sądziłam że „Bitwa…” przyczyni się do czegokolwiek pozytywnego, tymczasem sprowokowała napisanie i publikacje Pana recenzji, której czytanie było dla mnie przyjemnością. Oczywiście – gusta są różne, ale – po pierwsze jest Pan krytykiem :) po drugie jest Pan krytykiem który nosi to samo imię i nazwisko co mój ojciec :D a to już dwa bardzo poważne argumenty, niepozwalające się z Panem nie zgodzić :]
Pozdrawiam serdecznie!
14 października o godz. 9:24 1625
Jestem coraz bliższy podjęcia ostatecznej decyzji o wyłożeniu 20PLN na bilet na ten wiekopomny obraz. I drugiej, zbliżonej kwoty na wytwór polskiego przemysłu spożywczo-monopolowego. Zabawa będzie tak przednia, że aż tylnia. Prawie jak na „Bitwie Warszawskiej”.
14 października o godz. 11:58 1627
Polska dusza – miedzy geniuszem a duposciskiem mesjańskiej zaściankowej megalomanii.
Oczyszczać ja czy kpina zmusić do abdykacji ?
Chyba trzeba oczyszczać… Bo w prawdziwym zagrożeniu, gdzie wszystkie profesjonalne europejskie mądrale srają w pory, przydać się może heroiczny świr Głupiego Jasia, ( tym wypadku Jasia III) jedyny zdolny podjąć walkę z Islamem, imperium sowieckim, kryzysem i… wygrać.
Tam gdzie pyszno-cwaniacki rozsadek profesjonalistów z Hollywood i innych unii enropejskich tudziez innych indywidualnych sarkohol-landow chowa za kotarę pomoczone tchórzostwem majtki, tam Polski chochol podskakuje radości na nadzieje swoich 5 minut, gdzie odklejone wąsy i przyduży długopis będą raczej „drendy”, niż słomą wystającą z cholewiakow.
14 października o godz. 15:08 1631
Recenzja mistrzostwo. Szkoda tylko, że co poniektórzy komentatorzy wzięli ją na serio :)
14 października o godz. 18:27 1635
Zacna recenzja, pier***** kielicha waszmościu.
14 października o godz. 18:44 1638
15/10;
czas na sfilmowanie zycia Ojca Redaktora
(albo przynamniej na monodram z krystyna janda w roli glownej)
14 października o godz. 20:08 1640
taka uwaga data 11 wrześnie jest nie tylko nie przypadkowa ale i błędna bo prawdziwa bitwa odbyła się 12
14 października o godz. 23:12 1643
„Ukradł” mi pan pomysł na recezję tej szopki, no trudno:)
15 października o godz. 9:16 1647
Dobre.
15 października o godz. 12:03 1649
przednie! :)
16 października o godz. 16:16 1660
Oj, Kolego. Ale od „Robina z Sherwood” to się odstosunkuj. Bo to jeden z najlepszych seriali w historii, i zapewne nie tylko ja tak uważam.
To taka uwaga na boku, a komedię o Wiedniu chętnie zobaczę po Twojej recenzji. Oczywiście nie w kinie… :)
16 października o godz. 17:19 1661
PISF i cała klika ich „filmowców” to taki sam ewenement jak Grzegorz Lato i PZPN, Ojciec Tadeusz i TV Trwam, Resor Rolnictwa, Ministerstwo Edukacji czy Wymiar Sprawiedliwości. Twory/Potwory które trwają w najlepsze, szkodząc wszystkiemu czego się tylko dotkną, wywołujące oburzenie każdego kto nie jest z nimi powiązany i siejące bezsprzeczne przykładu cofnięcia się ewolucji, upadku ludzkiego intelektu do stanu z przed co najmniej miliona lat. „Bitwa pod Wiedniem” to tylko jedno za nasion tego powszechnego chwastu. Takie rzeczy powinny być badane pod mikroskopem przez naukowców i budzić tylko jedno uczucie – żal zmieszany z litością.
16 października o godz. 17:51 1662
Jestem wdzięczy autorowi bloga za tą cenną inicjatywę, będącą naturalnym zwieńczeniem polsko-włoskiej koprodukcji sformatowanej na zorganizowaną młodzież szkolną. Wzór wypracowania „Moje przemyślenia nt. obejrzanego filmu” szalenie jej ułatwi życie. Przemyślanym aktem jest umieszczenie recenzji na blogu „Polityki”, patryjotyczny element ciał pedagogicznych na pewno jej nie przeczyta i nie zarzuci młodym wymęczonym duszom plagiatu.
16 października o godz. 21:51 1664
Widziałem kiedyś Amerykańską (tak tak z Hollywoodu) wersję Ogniem i mieczem, też waliło na kolana. Włącznie z tym, że tfurcy (dobre słowo) pomylili husarzy z huzarami.
Skrzetuski w stroju jak z Dam i Huzarów Fredry wyglądał arcyfajnie.
Generalnie też się szło uśmiać ze śmiechu.
16 października o godz. 22:58 1665
@P. mnie tez bawi
17 października o godz. 21:00 1687
czyżbym wyczuwał ironię?
tak czułem, że to będzie wiekopomne dzieło… kolejne
18 października o godz. 0:27 1690
p.s.
a takich peruk to najtansza k… nie wdzieje, he,he…
skolimowski palce lizac.
18 października o godz. 7:46 1697
No, po takiej recenzji to niesposob filmu nie obejrzec. Tez sie chce posmiac.
@ gasipies – daj namiary. Tez bym obejrzal.
A filmy tego typu, zawsze o wojnie, bardzo mnie juz denerwuja. Polska hitoria, to istotnie bardzo brutalna sprawa, ale czy nie mozna zrobic filmu o Galczynskim, Tuwimie, Staffie. Czy zawsze na ekranie musza klasc sie trupy? Mamy tylu wspanialych tworcow, naukowcow, ale o nich filmow sie nie kreci. Jak krew sie nie leje, to – nie film. Jako czlowiek wojenny, uzbrojony i doswiadczony, krew mi nie dziwna, ale czemu musi lac sie na ekranie?
Pozdrawiam.
18 października o godz. 10:31 1699
Panu recenzentowi udało się mnie nakłonić do wybrania się na to arcydzieło. Ukryte dno, komedia, niuanse, historyczne – miód i orzeszki, obym się nie zawiodła.
„Film zasadniczo dzieli się na trzy części: pierwszą, drugą oraz trzecią.” – dobrze wiedzieć, będę przygotowana!
18 października o godz. 15:24 1702
Co się uśmiałam przy tej recenzji to mi nikt nie odbierze :)
21 października o godz. 11:14 1763
Genialna recenzja!
26 października o godz. 17:11 1823
Z czego rżycie bezmyślne ciołki? To bardzo dobry film, a recenzja oraz ocena dokładnie oddają meritum. Tyle że to was, durną publiczność sitcomową przerasta. Pójdziecie, obejrzycie i dalej będziecie rżeć, kompletnie nic nie zrozumiawszy, bo i czym, jednym zwojem na trzech?
30 października o godz. 12:05 2047
na Wawel!
17 listopada o godz. 22:14 4997
Dziękuję! Z całego serca Panu za recenzję dziękuję! Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem rodzimej kinematografii.
26 grudnia o godz. 12:44 9729
Świetna recenzja :)