Gdzieś w równoległym wymiarze, gdzie jakości filmów nie mierzy się ich ambicjami i powagą, a szeroko pojętą zajebistością, wybrałem właśnie siedem najlepszych tytułów mijającego roku.
7. [Rec] 3: Geneza
„Martwe zło 2” naszych czasów – z Bobem Kanciastoportym, rycerzami i najtragiczniejszym weselem od czasu filmu Smarzowskiego. Odważny policzek wymierzony fanbojom poprzednich części.
6. Projekt X
Niekończąca się balanga z najbardziej niepoprawnym przesłaniem roku. Zdradziłeś dziewczynę? Spokojnie, wybaczy. Wkurzyłeś sąsiadów? Przecież i tak ich nie lubisz. Zniszczyłeś dom rodziców? To nic, będą pod wrażeniem.
5. Dorwać gringo
Najlepsze prison flick od lat. Mel Gibson wraca z emerytury, na którą sam się przedwcześnie wysłał i przypomina, że jest czułym barbarzyńcą.
4. Resident Evil: Retrybucja
W piątej części seria Andersona osiąga poziom samoświadomej opery mydlanej. Jest tu lateks, potwory i… w zasadzie wszystko inne. Cytując kolegę – zabrakło tylko lesbijskiego seksu i scen musicalowych.
3. Raid
20 doświadczonych gliniarzy, jeden bezwzględny boss narkotykowy, 30 pięter piekła. Szalone kino akcji, w którym świetlówka wbita w szyję jest najmniejszym zmartwieniem.
2. Przetrwanie
Liam Neeson, pustkowie i wataha wilków. A przy okazji zgrywa ze współczesnej filozofii, sprowadzonej do formatu survival story.
1. Dredd 3D
Antyfilm roku – bez fabuły, bohatera i z nieustannie fetyszyzowaną, najpiękniej sfilmowaną śmiercią od czasu „300”.
20 grudnia o godz. 17:06 9482
Dredd – jeden z ciekawszych filmów SF/akcji poprzedniego roku , świadomie nawiązujący do stylistyki filmów klasy B lat 80, bardzo dobrze oddający ducha komiksowego pierwowzoru został uznany za antyfilm roku. Cóż, każdy może mieć swoje gusta, ale chyba w takim razie moje gusta i gusta autora blogu rozmijają się totalnie – przez co czytanie tego bloga z mojej perspektywy nie ma sensu.
20 grudnia o godz. 17:09 9483
Nie bardzo rozumiem. To lista typu „guilty pleasures” – filmów, na których bawiłem się znakomicie, a które świadomie utkane są z filmowych materiałów 2. i 3. kategorii.
Poza tym, podejście typu „nie zgadzam się = nie czytam” jest co najmniej krótkowzroczne. Gdybym ja nie czytał ludzi, z których gustami się rozmijam, to nie wiem, co bym czytał.
21 grudnia o godz. 9:01 9519
Publikuje Pan na blogu recenzje filmów – które mają pomóc czytelnikom w dokonaniu wyboru czy dany film jest warty obejrzenia czy nie. Jeżeli nasze gusta rozmijają się w sposób znaczny to gdybym sugerował się Pańskimi recenzjami ominęło by mnie wiele ciekawych filmów :). Owszem , zawsze warto poznać opinię przeciwną na dany temat i na tej zasadzie mogę poczytać Pana blog, ale nie będzie on dla mnie źródłem opiniotwórczym.
Co do „guilty pleasure” – widzę że wyróżnia Pan filmy „niby złe, ale takie przy których można się dobrze bawić”, jak rozumiem filmem dobrym może być tylko film ambitny, z przesłaniem. Dla mnie filmem dobrym jest każdy film który dobrze realizuje swoje założenia – więc Dredd, który z założenie jest filmem akcji bez głębszego przesłania jest filmem dobrym, gdyż swoje założenie realizuje znakomicie. Nie każdy film musi być „głęboki”, filmy rozrywkowe też mają wartość i nie uważam że przez to że nie poruszają poważnych tematów mają być z definicji gorsze.
21 grudnia o godz. 9:32 9520
Zawsze można przyjąć inną taktykę – „dobra, z tym gościem się nie zgadzam, więc jeśli napisze, że film jest zły, na pewno mi się spodoba”. ;)
A już tak serio, odpowiadając na drugą część komentarza – nigdzie nic takiego nie napisałem. Gdyby faktycznie śledził Pan mój blog i/lub fanpage (a podejrzewam, że jest to pierwsza lub jedna z pierwszych wizyt), znałby Pan doskonale mój stosunek do kina rozrywkowego. Zachęcam zresztą do przejrzenia mojej listy 15 najlepszych filmów roku, która pojawi się na blogu dzisiaj po 12:00 – kino artystyczne idzie tam pod rękę z Hollywood.
A lista z powyższego wpisu to, powtórzę raz jeszcze, osobna kategoria – grzeszne przyjemności. Filmy niepoprawne, śmietnikowe i/lub kampowe. Co nie znaczy, że żadne z nich nie trafią do dzisiejszego podsumowania.